Wykład prof. W. Kuligowskiego Małżeństwa świata: perspektywa antropologiczna odbył się kilka miesięcy temu, a ja dopiero teraz mam chwilę, by skupić się nad jego wartością w mojej pracy psychoterapeutycznej. Oczywiście doszło do poruszenia, wywołania tematu za sprawą jednego z pacjentów, a dokładnie jego dylematów relacyjnych i moich z tym trudności.
Wykład uporządkował mi i przypomniał antropologiczne etykiety – co jest ważne, by wzbogacać wiedzę. Szukamy partnerów wg. tradycyjnych ustaleń, wielopokoleniowych zwyczajów, pewnych sądów i niedyskutowalnych norm lub wychodzimy poza schematy, narażając się na niezrozumienie, krytykę, odrzucenie czy też wykluczenie. Żyjemy w środowiskach hermetycznych (mentalnie, a niekiedy geograficznie) lub otwartych. Internet ułatwia tworzenie relacji homogamicznych (osoby z małych środowisk wiążą się z osobami z małych, osoby z dużych z tymi funkcjonującmi w dużych miastach, ale teżosoby wykształcone i tzw. wysoko funkcjonujące chętniej wchodzą w relacje z sobie podbnymi społecznie). Nie wykraczamy lub nomadycznie penetrujemy i „mieszamy się” z innymi. Jedni mieszkają z rodzinami pochodzenia, często wielopokoleniowo. Nawet jeżeli nie zamieszkują wspólnych miejsc, to starają się być ze sobą w terytorialnej bliskości. Inni odrywają się od gniazda. Wędrują z wyboru lub z konieczności.
Wykład prof. Kuligowskiego znacznie poszerzył mi perspektywę spojrzenia na pracę z parami. Nowy wymiar perspektywy może wzbudzać chwilowy niepokój i opór, ale „przypomina” jednocześnie, że ludzie są bardzo różni. Odległy geograficznie od naszego teren obfituje w inne, niż nasze rytuały zwyczaje, wartości. Nie mamy na ten temat dostatecznej wiedzy, zapominamy, ignorujemy etc. Generalnie skupiamy się na tym, co w najbliższym otoczeniu, co jest nam znane, doświadczane lub z niewielkimi modyfikacjami możliwe do wyobrażenia. To jest często niebezpieczna pułapka, grożąca wykorzystywaniem schematów, uproszczeń, kierowaniem się przewidywaniami i w efekcie ignorowaniem specyfiki funkcjonowania par czy rodzin, zgłaszających się do gabinetu.
Prof. W. Kuligowski odniósł się też do małżeństw z duchami, do związków z istotami nie-ludzkimi (robot, małżeństwa bizarne ze zwierzętami, przedmiotami, czy z Wieżą Eifla).
Poliandria i poligenia – rodzaje poligamii, w sformalizowany sposób nie są dopuszczalne w Polsce, jednak osoby doświadczające takich związków pojawiają się w gabinetach.
A małżeństwa z samym/samą sobą w Japonii? Hmmm…
Z mojego doświadczenia psychoterapeutycznego wynika, że obecnie wiele par podejmujących współżycie, wspólnie mieszkających, funkcjonujących razem w otoczeniu rówieśniczym i rodzinnym nie określa w żaden sposób swojej relacji, nie nadaje jej statusu: „jesteśmy parą”, „jesteśmy w związku”. Twierdzą, że obawiają się składania deklaracji, „zamykania się na jedną osobę”, ale też uważają, że „nie będąc w związku, nigdy z niego nie będą musieli wychodzić ani przeżywać porzucenia”. Pozornie chronią się więc przed cierpieniem, rozczarowaniem, utratą, żyjąc w zawieszeniu, w niepewności i w pozornej wolności. Skarżą się na odczuwanie nieprzynależności, na nietrwałość, kruchość relacji, brak perspektyw i wspólnych planów, a w efekcie na ciągły niepokój i narastające lęki. Z takimi dylematami pojawił się w gabinecie rzeczony pacjent. Odświeżył mi pamięć o wykładzie. Przypomniał o tym, że świat jest zmienny, różnorodny, zaskakujący. Eksploruję ponownie literaturę. Zgłębiam, by osadzić się w rozumieniu tego, co obecnie dominuje w społeczeństwie.
Fascynujemy się odmiennością, różnorodnością, wielobarwnością, deklarujemy tolerancję, współpracę, ale to wymaga ciągłej czujności, by próbować rozumieć i przestawiać na czas zwrotnice.
Ciągła pamięć o różnorodności świata, w tym oczywiście o różnorodności ludzi, a więc i pacjentów przychodzących do naszych gabinetów, powinna uczulać na nieustanną potrzebę/konieczność rozwoju i to nie tylko w ramach naszej profesji. Ważne jest by być nieustannie zaciekawionymi.