Huragan może siać zniszczenia, zmieniać dotychczasowy porządek, przerażać, unicestwiać. Może też oczyszczać, pobudzać do działań naprawczych, inicjować zmiany.
Miarowa, jednostajna kołysanka , wydaje się być z założenia formą uciszającą, kojącą, uspokajającą, dążącą do efektu finalnego, którym jest usypianie dziecka.
Huragan i kołysanka – te dwa pojęcia pozostały w mojej pamięci po wykładzie p. Nadii Kostrzewy pt. Kołysanka z huraganem z lutego br. Sytuacje, które można by określić tymi słowami aktywne są właściwie na wszystkich sesjach z adolescentami. Pogubienie młodych osób, ich brak pewności siebie, kruchość ich tożsamości, balansowanie między chwilowym narcystycznym samozadowoleniem, a zjazdami w przepastne gardziele beznadziei i niemocy. U terapeuty z kolei ciągła konieczność pomieszczania ich emocji, demonstrowanych postaw, prezentowanych poglądów, nieustanne przyjmowanie kierowanych zmasowanych projekcji, i też podążanie za tym, co w młodych pacjentach chaotycznie wymieszane: za tym, co pierwotne, rozszalałe lub będące w rozpaczy i za tym, co spragnione uznania i akceptacji.
Przychodzą do gabinetu z własnej woli, bo „chcą z kimś pogadać i być wysłuchanymi” lub przyprowadzani są przez opiekunów, którzy – pełni troski lub bezsiły – chcą wsparcia dla swoich niedostępnych dzieciaków. Te dzieciaki wysyłają w świat zakodowane sygnały SOS: milczą lub krzyczą, dokonują cięć na skórze, kolorują włosy, nawiązują ryzykowne relacje, próbują substancji psychoaktywnych czy wycinają dziury w drogich jeansach. W gabinecie terapeuta bombardzowany jest odłamkami identyfikacji projekcyjnej. Jeżeli uda mu się pomieszczać i analizować to, co skontenerowane i próbować rozumieć pierwotne znaki niewerbalne czy nieadekwatne zachowania, to nić porozumienia będzie się snuła.
To co wyrażone w formie słów czy zachowań niekiedy wystrzelone z ogromną siłą huraganu, może być uciszane pełną zrozumienia, odczytującą faktyczne intencje, kołysanką. I tak wiele razy. Aż do momentu, gdy młody człowiek nabierze umiejętności samoukojenia, samoopieki, bo będzie identyfikował własne emocje, nauczy się je nazywać i komunikować otoczeniu oraz radzić sobie z nimi. To często długa i żmudna droga.
Zakładam, że nie bez przyczyny pewne obrazy czy myśli wracają do nas w określonym czasie. Te o których właśnie napisałam pojawiły się teraz, dziś, na chwilę przed egzaminami maturalnymi. Każdego roku docieram w terapii do tego czasu w kalendarzu z kilkoma młodymi ludźmi. Tak też jest i obecnie. Myślę o nich, o maturzystach, moich pacjentach, o tym jaką drogę przeszli w procesie, jak zmieniło się ich spojrzenie na siebie, jak podchodzą obecnie do swoich przyszłych planów, jak ulokowali w sobie puzzle własnej przeszłości. Narzekają na dziury niepamięci, na stracone chwile, na zagrabione im przez błędy własne czy otoczenia sytuacje. Nie wszystko udaje się w terapii uspokoić, nie każdy brakujący element przywrócić czy uzupełnić. Pójdą w dorosłe życie z niedoborami, ale mam nadzieję, że dostateczne oszacowanymi i to może ich uspokajać. Są na drodze do dorosłego świata. Mają obawy, próbują ten moment opóźnić, ale to ich wyzwanie. To przed nimi.
Zakładam, że huragany będą obecne w ich życiach, ale też pokładam nadzieję, że wgrane na stałe lub wypracowane z czasem melodie kołysanek, będą w odpowiednich momentach kojące, przywracające nadzieje i wzmacniające ich siły.
Niech Wam się układają piękne życia, Drodzy i Drogie!