W badaniach zwykle analizuje się zaburzenia, a psychoterapeuci nie leczą zaburzeń, lecz ludzi, którzy je mają.” /Anna Król-Kuczkowska, psycholog, psychoterapeuta/
Przeglądałam właśnie zgromadzone czasopisma, te zaległe, przejrzane pobieżnie do tej pory, przekartkowane jedynie z braku czasu, i zatrzymałam się na dłuższą chwilę nad artykułem Anny Król-Kuczkowskiej z wrześniowych „Charakterów”, nr 9 (236) – „Co nowego na kozetce”.
Autorka artykułu wspomina o wynikach badań wskazujących na to, że 20 % terapeutów osiąga znacznie lepsze wyniki w swojej pracy z pacjentami, niż pozostałe 80 % (Scott D. Miller, Barry L. Duncan, 2010). Wymienia też cechy świetnych terapeutów: „entuzjazm, autentyczność, dostępność, odwaga i pewność siebie. Pisze o nich, że „są bardzo zidentyfikowani z podejściem, w jakim pracują, a jednocześnie stosują je elastycznie – biorąc pod uwagę możliwości i potrzeby pacjenta. Najpierw pacjent, potem teoria i metoda – taką zasadą się kierują”.
Freud nie mógł niestety „zajrzeć” do ludzkich mózgów, dopiero neurobiologia umożliwia to współczesnym badaczom. Tak więc wiadome jest obecnie, że „psychoterapia jest działaniem o charakterze i skutkach biologicznych, czyli zmienia architekturę mózgu„.
Wielu pacjentów przerywa terapię, rezygnuje z niej, wypada, niektórzy wielokrotnie też wracają. Kilka/kilkanaście miesięcy pracy nie przynosi wielu z nich spodziewanych efektów. Pacjent odczuwa wówczas, że wie coraz więcej na swój temat, że rozumie coraz lepiej swoje postępowanie, ale w efekcie nie odczuwa zmiany w swoim życiu. Autorka artykułu określa ten stan pozorną pracą na terapii opartą na jedynie interpretacyjnym stylu pracy terapeuty (Peter Fonagy – „pseudomentalizacja”).
Niestety do tego by w pacjencie zachodziła zmiana nie wystarczy jedynie tzw. dobra atmosfera w gabinecie. „Aby możliwy był proces uczenia się, potrzebne jest pewne napięcie. Pojawia się ono zwykle jako produkt uboczny aktywnej eksploracji treści, których pacjent unika. Jeżeli tego napięcia jest zbyt mało lub zbyt dużo, proces uczenia się nie zachodzi.”
Zdrowienie pacjenta wymaga czasu i pracy z terapeutą, który będzie świadomy, że „aby nastąpiła głęboka i trwała zmiana terapeutyczna, muszą zostać uruchomione konkretne obszary w mózgu. Jeżeli tak się nie stanie, stan pacjenta się pogorszy, wypadnie on z terapii, albo będzie pracował pozornie i zasili grupę ludzi po psychoterapiach, którzy zdają się wiele rozumieć, a w ich życiu niewiele się zmieniło.”
Polecam całość: „Charaktery”, nr 9 (236), s. 68-70 – „Co nowego na kozetce”, Anna Król-Kuczkowska
*pogrubienia w cytowanych fragmentach – autorka wpisu